Karaiby – pierwszy mój rejs. Część 6

Świat to za mało, gdy płyniesz ze mną.

Karaiby – pierwszy mój rejs. Część 5
22 lipca 2018
Karaiby – pierwszy mój rejs. Część 7
15 sierpnia 2018

Zaczynam szósty post, a dopiero drugi dzień rejsu za mną. Niewątpliwie muszę przyspieszyć…gdyż może się okazać, że przynudzam. Przyspieszam, trzymając się trasy rejsu.

Plaża Grand Anse des Salines

Kolejnym ważnym miejscem po Ogrodach Balata była plaża Grand Anse des Salines na południu Martyniki. Proszę się nie dziwić, że ciągle bujamy się w okolicy Martyniki, ale czekaliśmy na Gaja, który z opóźnieniem miał dotrzeć z Paryża.

Słyszeliśmy i czytaliśmy, że Grand Anse des Salines jest najpiękniejszą plażą na wyspie. Tego nie mogę potwierdzić, gdyż nie miałam przyjemności zapoznać się za wszystkimi plażami, ale Grand…zrobiła na nas wielkie wrażenie. Myślę, że miałam wielkie szczęście, bo mogłam doznać uczucia bytowania na plaży o niemalże dziewiczym charakterze. Po pierwsze byłam na tej plaży przed sezonem (ok.16 listopada), a po drugie było to już 10 lat temu. Tam, na prawdę nie było prawie żadnych ludzi, nie odczułam obecności cywilizacji. Ponoć dzisiaj plaża ta ma już zupełnie inny charakter i dopadł ją pazur komercji.

Kokoloba, kokos i driftwood
(moje ulubione zdjęcie)

 

Dopłynęliśmy w pobliże plaży, rzuciliśmy kotwicę i zaczęliśmy dyskutować, jak i kto płynie na plażę. Bo wszyscy chcieli na niej być, ale też ktoś musiał pozostać na jachcie. Gobo i Pati popłynęli wpław. Ja z kilkoma ludźmi popłynęłam na dinghim. Prowadził go Peter, który otrzymał krótki, efektywny kurs włączania i wyłączania silnika. Szybko wsiedliśmy do pontonu i heja…ale po dotarciu na piaszczystą plażę, okazało się, ze Peter nie wie co zrobić z tym silnikiem. A załoga pontonu – sami ignoranci, zielone szczypiorki. Nic nie mogliśmy pomóc, bo każdy z nas znalazł się pierwszy raz w życiu w takiej sytuacji. Na szczęście bardzo szybko, aczkolwiek chaotycznie wymyśliliśmy, że trzeba podnieść cały silnik do góry, tak, żeby śruba nie zaryła w piasek. Udało się!!! Ale nasza rozmowa była wtedy wyjątkowo mocno okraszona emocjami.

Gabriel, moja opoka

To nic…przed nami rozciągał się kolejny odcinek pt. „Raj na Ziemi”. Długa, piaszczysta plaża, palmy, kokoloba – czyli „Uszy Słonia”, orzechy (które nie są orzechami, tylko pestkowcami) kokosa, no dobra…owoce kokosa wyrzucone przez Morze Karaibskie na brzeg, suche drewno, które zdryfowały na plażę. Bajka, po prostu bajka. Każdy z nas napawał się tym widokiem i chciał w jakiś fizyczny sposób doznać kontaktu z tym cudem. Bawiliśmy się na tej plaży, jak małe dzieci. Niesamowite uczucia, niezapomniane. Widoczki, które kojarzą się nam z kiczowatymi fototapetami, otaczały nas i bombardowały z każdej strony. Zrozumiałam, że świat jest bardzo różnorodny i czasami może wyglądać tak, jak nasze wyobrażenia, marzenia… o Karaibach na przykład.

                      

plaża Grand Anse des Salines

Nie mam niestety zbyt dużo zdjęć, bo w takich momentach, kiedy okoliczności przyrody albo rzeczywistości mnie pozytywnie zaskakują, zapominam o aparacie i robieniu zdjęć… tylko chłonę tę chwilę całą sobą. Myślę, że stąd właśnie czerpię taką pozytywną, życiową energię.
Zachłysnęłam się tą naturą, dałam się oczarować (a gandzi nie paliłam),a następnie mylnie oceniłam własne umiejętności pływackie i podjęłam decyzję, że wracam na jacht wpław samodzielnie. Całe szczęście, że obok mnie płynął Gabriel, moja opoka. Uratował mi wtedy po raz pierwszy (w sumie dwa) życie, holując do jachtu. Dobrze, że tak dobrze pływa i jest bardziej odpowiedzialny.

To ja – szczęśliwie wyratowana przez Kapitana G.

Potem skierowaliśmy się z powrotem do mariny, skompletowaliśmy załogę, uzupełniliśmy zapasy, naprawiliśmy drobne usterki, zatankowaliśmy wodę i paliwo i wyruszyliśmy już w prawdziwy rejs po Wyspach Zawietrznych. Przed samym wypłynięciem, przyszedł do nas pracownik mariny i przyniósł dwa olbrzymie wory, pełne zabawek. Prosił, żebyśmy rozdawali te zabawki dzieciom na kolejnych wyspach, gdyż tam dzieci są biedniejsze niż na Martynice. Fantastyczne…cudowne i bezinteresowne.

Komentarze są wyłączone.

Translate »